Moim zdaniem i zdaniem innych

Nauczyciel-Krezus?

Nauczyciel: Według ministerstwa zarabia 6 tys. zł. A on na oczy takich pieniędzy nie widział.

Ministerstwo Edukacji i Nauki zaproponowało nauczycielom 1 tys. zł brutto podwyżki i zwiększenie pensum o cztery godziny tygodniowo. Czy to teatr?

Wydaje mi się, że propozycje zmian to celowa gra ministerstwa, aby odwrócić uwagę od prawdziwych problemów w polskiej szkole. Wszyscy widzimy, co się dzieje z dziećmi, brakuje pieniędzy na pomoc psychologiczną i psychiatryczną. Klasy dalej są liczne. Zaczyna się bunt nauczycieli, ale i uczniów oraz rodziców. Kolejną sprawą jest to, że coraz więcej nauczycieli odchodzi z pracy. To, co proponuje ministerstwo, to będzie pogrzeb publicznej edukacji. Rodzice będą coraz częściej wybierali prywatne szkoły, a nauczyciele zmieniali pracę. Posłowie i senatorowie podnoszą sobie uposażenia o 60 proc., udało się wywalczyć pieniądze strażakom, ratownikom medycznym, policjantom. A o zarobkach nauczycieli przedostają się do mediów nieprawdziwe informacje. Według średniego wynagrodzenia nauczyciel powinienem mieć ponad 6 tys., ale oni na oczy takich pieniędzy nie widzieli. Ministerstwo wylicza je na podstawie średnich wynagrodzeń, które są sztucznym tworem, a nie realnymi pieniędzmi, które przeciętny nauczyciel otrzymuje na swoje konto. Jeżeli jesteś nauczycielem dyplomowanym, to masz podstawową pensję, dodatek za wychowawstwo i niewielki dodatek motywacyjny. Jednak do tej paczki z pensjami wlicza się także pieniądze kolegi, który dostał na przykład nagrodę jubileuszową za 25-lecie pracy albo odprawę emerytalną, albo jest dyrektorem szkoły lub pracuje w szkole na półtora etatu. Suma wszystkich wynagrodzeń jest potem dzielona przez liczbę nauczycieli. Ministerstwo o tym wie i jeżeli z premedytacją pokazuje takie wyliczenia, to chodzi właśnie o teatr. O grę. O to, aby pokazać społeczeństwu: „My chcemy dać nauczycielom podwyżki, a oni jak zawsze marudzą i nie chcą się zgodzić na małe zmiany w trosce o uczniów”.

Po pierwsze, to kłamstwo, że są to podwyżki. Pensum ma zostać podniesione o cztery godziny tygodniowo, co miesięcznie daje 16 godzin więcej. Większe pieniądze wiążą się po prostu z większą liczbą godzin przy tablicy. Po drugie, w dramatycznej sytuacji będą nauczyciele edukacji wczesnoszkolnej, których etaty (18 godzin przy tablicy) to dokładnie tyle, ile dzieci mają lekcji. Więcej mieć nie mogą. Jeszcze gorzej będzie z polonistami pracującymi na przykład w liceum. Drugim źródłem owych podwyżek będą zmniejszenie etatów i zwolnienia. Co więcej, wprowadzenie tych zmian spowoduje jeszcze większy spadek jakości nauczania oraz masowe odejścia nauczycieli.

 Konkretny przykład. Polonista, który ma etat, tygodniowo spędza przy tablicy 20 czy 21 godzin, a nie 18, bo w szkołach ponadpodstawowych obowiązuje tzw. uśrednienie. Wynika ono z tego, że część klas czwartych kończy edukację w kwietniu, więc w maju i czerwcu nauczyciel już nie uczy tych dzieci. Aby więc „wyrobić” 18 godzin, pracuje od września do kwietnia ok. 21.

Pensum w wymiarze 22 godzin oznacza dla przeciętnego polonisty realnie 25 godzin przy tablicy plus osiem godzin w szkole „do dyspozycji dyrektora”. Mamy więc już 33 godziny, a jeszcze przecież są okienka. Ile godzin zostaje na przygotowanie, sprawdzanie wypracowań, doszkalanie? Do tego dojdzie kolejne 35 głów, ponieważ większe pensum to także kolejna klasa dla nauczyciela i kolejne wypracowania do sprawdzenia. Dołóżmy przygotowanie do nowej formuły maturalnej w 2023 r., które wymaga czytania i sprawdzania dłuższych niż dotąd wypracowań. To ciężar nie do udźwignięcia. Ludzie odejdą. Na pewno zrobią to poloniści, angliści, matematycy.

To granie na społecznych emocjach i stereotypach. Prawda jest taka, że każdy poprzedni minister dołożył cegiełkę, aby ten stereotyp polskiego nauczyciela wzmocnić. I zbudować wizerunek belfra, który pracuje tylko 18 godzin w tygodniu, ma długie wakacje, weekendy i ciągle narzeka. Strajk, który się odbył, bardzo zmienił myślenie ludzi o pracy nauczycieli, bo mieliśmy okazję, aby te nasze historie, które do tej pory opowiadaliśmy w pokojach nauczycielskich, znalazły się w domach Polaków. Były debaty, rozmowy, ludzie mogli usłyszeć perspektywę nauczycieli i poznać realia pracy oraz problemy, z którymi się zmagają. Czara goryczy przelewa się w ciszy na naszych oczach.
Jedynym wyjściem jest w tym momencie wspólne stanowisko wszystkich związków zawodowych oraz zdecydowany bunt nauczycieli, rodziców i uczniów. Tak się dalej naprawdę nie da.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

uzuepłnij * Time limit is exhausted. Please reload the CAPTCHA.